wtorek, 21 sierpnia 2012

Krótka przerwa od pracy - Nara, miasto jeleni :)

W ostatnim tygodniu, z uwagi na japońskie święto zmarłych (O-bon), mieliśmy okazję nieco odpocząć i pozwiedzać. O-bon trwa od 13 do 16 sierpnia, więc w tym roku mieliśmy właściwie cały tydzień wolnego. Japończycy pracują ile się tylko da, ale gdy mają wolne od pracy to wykorzystują to w pełni i wyjeżdżają na wakacje. My zrobiliśmy sobie czterodniową wycieczkę do Nary i Kyoto. 
Podróż z Tsukuby do Nary, gdzie mieliśmy nocleg, zajęła nam ok. 11 godzin, podczas których przesiadaliśmy się 9 razy :) 

W miarę jak zbliżaliśmy się do okolic Kyoto, można było zauważyć subtelną różnicę między Japończykami mieszkającymi w naszej prefekturze (Ibaraki, okolice Tokyo, Tsukuby), a tymi, którzy zamieszkują tamte okolice. 

Podczas jednej z przesiadek jechaliśmy pociągiem, w którym ludzie chyba nigdy nie widzieli gaijina (czyli nie Japończyka), a przynajmniej sprawiali takie wrażenie. Byliśmy pod stałą obserwacją :) 

Przedostatnia przesiadka również była ciekawa, bo jechaliśmy pociągiem, który miał jeden wagon i właściwie bardziej przypominał kolejkę górską, a jego wnętrze nasuwało na myśl stary autobus albo bar mleczny :D Widoki jakie można było zobaczyć za oknem macie na zdjęciach poniżej :)










Po 11 godzinach przesiadek dojechaliśmy wreszcie do celu.

Dworzec w Narze.

Okolice dworca i naszego hostelu.



Po zainstalowaniu się w naszym hostelu, udaliśmy się na wieczorny spacer po Narze. To jedno z najładniejszych miast, w którym byliśmy podczas całego pobytu w Japonii. 





Praktycznie w każdym mieście, do którego przyjeżdżają turyści, można zobaczyć i przejechać się rikszą ciągnięta przez tzw. człowieka - konia (nie wiem jak to się nazywa fachowo, ale my tak ich nazywamy) :) Jest to strasznie ciężka praca, zwłaszcza, że przeważnie jest bardzo gorąco. Osobiście podziwiam tych ludzi, bo naprawdę trzeba się przy tym nieźle namęczyć. Ciekawe jest w ludziach ciągnących riksze to, w jakich butach chodzą. Mianowicie są to buty takie jak na zdjęciu poniżej, ale akurat te są wyjątkowo stylowe :) Zazwyczaj można zobaczyć człowieka - konia w granatowych butach. Może się wydawać, że może chociaż są wygodne, ale po rozmowie z Japończykiem, który miał te buty na stopach wiem, że wygodne nie są.


Jak podaje wikipedia, "co roku 15 sierpnia ma miejsce iluminacja lampionami świątyni Tōdai-ji w Nara (mieliśmy okazję to zobaczyć) , a także chramu Kasuga i wielu innych.
W Kioto momentem kulminacyjnym w celebrowaniu lata jest zapalenie ognisk w dniu 16 sierpnia, na otaczających miasto pięciu wzgórzach, w tym najważniejszym: Daimonji-yama. Ogniska układają się w kształt chińskiego znaku 大 (dai - wielki), znaków 妙法, bramy torii oraz statku. Ceremonia ta nazywa się Gozan-no okuri-bi, a popularnie znana jest jako Daimonji-yaki."

W Narze byliśmy od 15 sierpnia, więc mogliśmy zobaczyć zarówno lampiony jak i ognisko rozpalone na wzgórzu. Prawdę mówiąc, nie jest to nic porywającego.



15 sierpnia w parku w Narze można było spotkać masę ludzi. którzy przyszli na festiwal. 



Zazwyczaj podczas każdej tego typu imprezy można zjeść tradycyjne japońskie przysmaki takie jak makaron z warzywami (bardzo dobry!) i inne tego typu "fast foody" :)



Kulki z ciasta nieco podobnego do pancakes, a w środku kawałki ośmiornicy. Nie pytajcie jak smakuje, bo nigdy tego nie wezmę do ust :)



A tutaj możecie zobaczyć miejsce, w którym spaliśmy przez trzy noce. Uroczy tradycyjny japoński domek, który jest usytuowany między współczesnymi japońskimi domami, co wygląda dość ciekawie :)




Wchodząc do środka należy zdjąć buty. Sufit jest dość nisko i nie raz uderzyłam się w belki, które można zobaczyć na zdjęciu poniżej. Co poradzić, I'm big in Japan :P Ściany w takim domu to właściwie cienkie płyty, a drzwi do pokoju to drewniana rama pokryta papierem. Słychać wszystko co dzieje się w całym domu :)


Nasz pokój prezentował się tak:


Miło było przespać się w tradycyjny japoński sposób, na tatami, ale to zdecydowanie nie na moje plecy ;)

Następnego dnia po przyjeździe udaliśmy się na zwiedzanie miasta, świątyń i poszukiwanie jeleni :)














I znaleźliśmy jelenie :) W całym parku można znaleźć stragany, na których sprzedawane są specjalne wafelki przeznaczone do karmienia jeleni. Gdy jeleń zobaczy, że kupiłeś wafelki od razy do Ciebie biegnie :) Mnie jelenie jakoś nie polubiły :(









Ostrzeżenie przed gryzącymi i kopiącymi jeleniami :)






Chciałam go przekupić szyszką, ale i tak uciekł :(







Są na tyle bezczelne, że czasem wchodzą do sklepu :)

Dziadunio :)




Pisałam już o tym pod zdjęciem na fejsie, ale byłam tak obruszona, że napiszę jeszcze tutaj :) Będąc w jednej ze świątyń mogliśmy zobaczyć jak uczynny potrafi być japoński mąż. Kobieta najpierw pchała pod górę wózek z dzieckiem i torbą, a jakby jeszcze było tego mało musiała go wnosić po schodach podczas, gdy jej facet szedł sobie za nią z pustymi rękoma. Nie twierdzę, że każda japońska rodzina tak wygląda, ale widać to dość często.




Jaszczurka z niebieskim ogonem :)



Japońskie dzieciaczki są urocze :)



W Narze udaliśmy się m.in. do gigantycznej świątyni - Todai-ji. Naprawdę robi wrażenie.




W środku znajduje się posąg Daibutsu (Buddy) .

Chłopiec rysujący podobiznę posągu Daibutsu :)




A po męczącym zwiedzaniu czas na posiłek :) 


W kolejnym poście zamieszczę relację z Kyoto.

Do następnego,
Kasiek :)